Archive for grudnia 2011

Selamat Hari Natal

Dzisiejsze śniadanie świąteczne:


Wczoraj w ostatniej chwili razem z Pauliną postanowiłyśmy urządzić Wigilię. Za punkt honoru przyjęłyśmy zdobycie 12 potraw,  na szczęście udało nam się  je zgromadzić bez akcji lepienia pierogów ( nad czym poważnie się zastanawiałyśmy). Kupiłyśmy nawet lampki (bo mimo,że Indonezyjczycy nie obchodzą świąt to komercjalizacja dotarła i tutaj, w sklepach są choinki, ozdoby świąteczne, a w głośnikach rozbrzmiewają kolędy).  Przy okazji możecie zobaczyć jak sobie teraz mieszkam.

 

 Na stole zagościł oczywiście ryż z warzywami  - bo jakżeby inaczej, smażone noodle ( Mie goreng) , Martabak – czyli coś w rodzaju placka/naleśnika na ostro z warzywami, indonezyjski naleśnik na słodko z czekoladą i bananami, egzotyczne owoce, banany w cieście, kulki sezamowe, różne ciasteczka w tym jedne z Hong Kongu (prezent od naszej pierwszej couchsurferki, którą gościłyśmy przez ostatnie dwa dni :))

 Rambutany i manggis


I jeszcze raz życzę Wam wszystkim :


Posted in , , | 2 Comments

Niedawno poznałam mojego sąsiada. Od kilku dni przychodzi do mnie codziennie, czasem wpada rano gdy wychodzę do szkoły i prawie codziennie czeka na mnie gdy wracam do domu.  Choć jest bardzo niezależny i chadza sobie gdzie chce, więc siłą rzeczy kolegujemy się z umiarem  to coś mi się wydaje,że jest to początek pięknej przyjaźni :) A jaki jest uroczy, to przekonajcie się sami: 




Po tylu latach marzeń o własnym psiaku udało się . No dobra, może prawie,bo tak naprawdę to jest to piesek sąsiadów, ale chętnie do nas przychodzi, więc jest to układ idealny. Mam radochę, ale nie muszę się martwic z kim go zostawię gdy będę chciała gdzieś wyjechać :)


No a skoro już o psach, to pewnie jesteście ciekawi czy rzeczywiście często lądują one tutaj na talerzu. No cóż, gdy w Indonezji pojawiły się pierwsze supermarkety, to ludzie masowo kupowali sobie na obiad puszki z psim żarciem, bo myśleli,że to potrawa Z PSA, a nie DLA PSA. Coś takiego w ogóle im do głowy nie przyszło. Posiadanie psa jako zwierzątka domowego nie było tu znanym zwyczajem (oczywiście teraz już staje się to coraz bardziej popularne), bo tradycyjnie psy uważane były za siedlisko demonów. A co dopiero kupowanie im specjalnego pożywienia, jakaś burżuazja! Ciekawe co by powiedzieli jakby zobaczyli psie linie odzieżowe w Harrodsie... :P Ale spokojnie, nie trzeba przyglądać się podejrzliwie każdej zamówionej potrawie. Warungi ("knajpy" albo właściwie często stragany z jedzeniem) w których sprzedawane są potrawy z psów są oznaczone literami RW.

Posted in | Leave a comment


 Niezwykłe jest to jak wielką rolę w życiu każdego Balijczyka odgrywa religia, jak ważna dla nich jest i jak poważnie podchodzą do odmawiania modlitw, obrzędów. Oni naprawdę przestrzegają tych rytuałów, wierzą w ich moc i poświęcają na nie wiele energii i czasu. Każdego dnia WSZĘDZIE można dostrzec malutkie zawiniątka – podarki dla Bogów – jakieś ciasteczka, kwiatki, trochę ryżu, czasem papieros. Są one dosłownie wszędzie, przed wejściem do każdego sklepu/ pubu, nawet przed McDonaldem, przyczepione do kierownicy motorów, na ladzie w sklepie. Generalnie o jakimkolwiek miejscu byście nie pomyśleli, na pewno jakiś Indonezyjczyk już umieścił tam jakieś dary.  Szczególnie rano można zobaczyć kobiety które modlą się rozkładając je. Znajdują czas na chwile refleksji, zastanowienia się nad tym jaki dzień ich czeka.

 Jakoś nie mogę sobie wyobrazić , żeby Europejczycy przed wyjściem do szkoły/ pracy znajdowali czas aby skomponować taki podarek dla Bogów i pomodlili się przez chwilę przed wyjściem z domu. A żeby codziennie odkładali dla Bogów po jednym papierosie...hahah...to już prędzej by po drodze na pociąg zbierali je z ofiar pozostawionych przez innych...

 

Posted in | Leave a comment

Bali pernikahan



Złota korona zamiast białego welonu –czyli ślub po indonezyjsku. Tradycyjnie składa się z dwóch części. Pierwsza w domu Panny Młodej, a druga u Pana Młodego. My, niestety, mimo, że czas zaproponowany na dojazd przez Google maps,pomnożyliśmy razy 2, zdążyliśmy już tylko na tą drugą. Zebraliśmy się razem pod szkołą i wyruszyliśmy – 10 bule wystrojonych w sarongi i kebaya’e. No i zaczęło się szukanie drogi… i pytanie co parę kilometrów napotkanych ludzi. Tylko,że z Indonezyjczykami jest tak,że nawet jak Cię nie rozumieją to i tak najczęściej mówią to swoje : „yes, yes” przytakując i uśmiechając się od ucha do ucha… i już człowieka wypełnia uczucie szczęścia, tak , tak! Jedziemy w dobrym kierunku! Tylko,że jak się zada pytanie na które nie można odpowiedzieć zwykłym „tak” lub „nie” ,to okazuje się…że nie mają bladego pojęcia o co Ci chodzi…na szczęście my – wychowankowie Udayany (mój uniwerek) – jakoś tam prosto o drogę zapytać umiemy po indonezyjsku…tylko,że nawet wtedy nie ma się pewności,że wskazują Ci właściwy kierunek…ktoś mi kiedyś mówił,że to w ich przekonaniu nieuprzejme nie udzielić pomocy, więc jak nie wiedzą…to wskażą Ci cokolwiek… No więc tak krążymy z prawa na lewo, w tę i z powrotem…aż wreszcie udało się! Dotarliśmy do odpowiedniej wioski choć z dość sporym poślizgiem czasowym, ale liczyliśmy,że choć raz mentalność indonezyjska nam się przyda, może jeszcze nawet nie zaczęli ceremonii… :P ? No to teraz gdzie ten ślub? Numeru ulicy to już nam nasz drogi Guru (nauczyciel) nie zostawił. A okazuje się,że dzisiaj śluby tu są dwa! Dobra, widzimy jakieś bujne dekoracje, to musi być tu! Wchodzimy, wszystko przyszykowane, gotowe, nie naruszone, wchodzimy do domu, nikt nam nic nie mówi…uśmiechają się, zaczynają z nami gadać, nie wyglądają na zdziwionych naszym przybyciem tyle,że nigdzie nie widzimy naszego Guru (miał to być ślub syna naszego nauczyciela). Nikt nas nie wygania, rozmawiają sobie z nami, mówią,że za 3 godziny przyjdzie „ksiądz”…hmmm, trochę duża ta obsuwa – myślimy – nawet jak na Indonezję. No I niestety to nie ten ślub! Nasz jest jakieś 400 metrów dalej…I gdy już tam dojeżdżamy, cali szczęśliwi że nasza tułaczka dobiegła końca, okazuje się,że to dopiero początek. Pierwsza część ceremonii – w domu Panny Młodej właśnie się skończyła i wszyscy zbierają się by wyruszyć do domu Pana Młodego oddalonego o jakieś 1,5h.
 
Przywitanie Nowożeńców
Para Młoda z rodzicami
Powiem Wam, że wybawić się na balijskim ślubie byłoby ciężko, nie ma dzikich pląsów do rana na parkiecie, właściwie to tańców nie ma żadnych, ani zespołu grającego, jedynym podkładem muzycznym jest gamelan. Biesiadowania też nie ma, nie ma wspólnego dużego stołu, ogólnie nie ma stołów, tylko same krzesła. 
Właściwie przez większość uroczystości Młoda Para siedzi na takim podwyższeniu i robi sobie po kolei zdjęcia z gośćmi. A gości mnóstwo, im więcej tym lepiej. Właśnie dlatego nasz nauczyciel zaprosił i nas na ślub swojego syna, zwłaszcza,że mieć "bule" wśród gości jest dla nich czymś bardzo prestiżowym. 

Główna część ceremonii:



 

Fragment głównej części ceremonii, Państwo Młodzi kilkakrotnie okrążali stół z darami. A te białe plecy które widać na filmiku należą do balijskiego „księdza”, który według mnie wygląda bardzo magicznie, niczym prawdziwy szaman :)

Z resztą oceńcie sami:


Błogosławieństwo

Wspólna modlitwa z najbliższymi członkami rodziny
Babi guling - obowiązkowa potrawa na każdej większej uroczystości
Ktoś ma ochotę na małą przekąskę? ;)
Pewnie na to byście się prędzej skusili - tradycyjny słodki przysmak weselny
Tak jak już pisałam, nie było wielkiego wspólnego stołu. Poczęstunek był w formie szwedzkiego stołu:





 Bule na ślubie :)

Posted in , , | 2 Comments