Naszym kolejnym przystankiem była Santa Barbara, przepiękne i klimatyczne miasteczko!
Podobno w ciągu roku akademickiego tętni życiem studenckim. Tak, chyba łatwo się domyślić jaki pomysł zaświtał mi w głowie ;) Ale by było wspaniale tu studiować!
W końcu postanowiłyśmy wysłać jeszcze parę desperackich wiadomości na couchsurfingu i o dziwo w ciągu godziny dostałyśmy aż 3 pozytywne odpowiedzi! Zdecydowałyśmy się na couchsurfera z Santa Maria który odpisał nam jako pierwszy i od razu ruszyłyśmy w drogę do niego.
Couchsurfer miał na imię Ben i oryginalnie pochodził z Australii, ale już od jakiegoś czasu mieszkał w USA. W jego pokoju mieściliśmy się dokładnie my, nasze materace i nic więcej ;)
Rano, gdy nasz couchsurfer pojechał już na uczelnie, my jeszcze szykowałyśmy się do wyjścia. W pewnym momencie pojawiła się chińska babeczka, która jak się okazało była właścicielka mieszkania i delikatnie rzecz mówiąc nie była zachwycona tym,że tam byłyśmy. Nagle zamknęła nam łazienkę w której była cześć naszych rzeczy i nie było mowy, żeby nam je otworzyła żebyśmy mogły zabrać nasze rzeczy. Żadne tłumaczenia na nic się nie zdały, bo jedyne zdanie które wypowiadała to " You shoudn't be here" ("Nie powinno was tu być").
Filmik zaczyna się w momencie gdy już właściwie zrezygnowane chcemy jechać dalej, aż nagle okazuje się, że Emilka zostawiła jeszcze w środku telefon...
Staram się, ale ciężko jest pisać posty w czasie podróży. Za to na facebook'u wrzucam częściej i więcej. Więc najlepszy sposób żeby być na bieżąco to polubić moją stronę na fb - tam więcej się dzieje :)
Santa Barbara przypomina mi trochę - wystrojem - południową Hiszpanię. Czyżby trochę eklektyzmu? Oczywiście, wygląda to wciąż wspaniale!
Hahahahaha, ta historia. ;DDD